Zupełnie niespodziewanym wynikiem zakończyła się czwarta, ostatnia runda SEC w Rzeszowie. Mający przed ostatnimi zawodami pięć punktów przewagi, Nicki Pedersen roztrwonił swoją przewagę i dał się wyprzedzić Słowakowi, Martinowi Vaculikowi. Vaculik miał dzień konia, ponieważ wygrał wszystkie swoje wyścigi i jako pierwszy żużlowiec dokonał tego w formule SEC. Przygotowania do zawodów rozpoczęły się wcześnie rano, gdyż nad Rzeszowem przez cały czas padał deszcz. Jeszcze na dwie godziny przed zawodami wydawało się, że nie ma szans, aby finał SEC doszedł do skutku. Na szczęście tytaniczna praca toromistrza i organizatorów spowodowała, że licznie zgromadzeni kibice na stadionie przy ulicy Hetmańskiej 69 mogli ostatecznie oklaskiwać żużlowców walczących o prestiżowy tytuł Mistrza Europy.
Pierwsza seria rozpoczęła się zgodnie z planem. Bardzo spokojnie swoje biegi wygrali Nicki Pedersen oraz Martin Vaculik. Nie było w niej dużo ścigania, zawodnicy po przejechaniu pierwszego okrążenia ustawiali się gęsiego i na początku bardzo ciężko było kogokolwiek wyprzedzić. Nicki Pedersen, któremu przed zawodami wszyscy wieszali złoty medal na szyi stracił pierwszy punkt w walce z Grzegorzem Zengotą, który bardzo dobrze czuł się niedzielnego wieczoru na torze w Rzeszowie. Martin Vaculik z kolei pokonał bardzo pewnie Grigorija Łagutę. Pierwsze dwie serie obfitowały w defekty. Na osiem startów, aż czterokrotnie zawodnicy nie dojeżdżali do mety. Szczególnie zły musiał być Jurica Pavlic, który pomimo zmiany motocykla nie miał możliwości ukończenia trzech pierwszych wyścigów na punktowanej pozycji. Zupełnie na rzeszowskim torze nie radził sobie zdobywca drugiego miejsca w Gorican, Sebastian Ułamek. Zawodnik, który dzień wcześniej z powodzeniem startował w Turnieju o Koronę Bolesława Chrobrego w Gnieźnie, tym razem był całkowicie pogubiony.
Pierwsze oznaki zdenerwowania Nicki Pedersena można było zauważyć po trzeciej serii startów, gdzie Vaculik ponownie odrobił jeden punkt i po 12 biegach różnica między Duńczykiem a Słowakiem wynosiła trzy punkty. Kluczowym wyścigiem, po którym sam Martin Vaculik uwierzył, że może dokonać niemożliwego był bieg numer 17. W nim zmierzyli się bezpośrednio właśnie dwaj główni konkurenci do złotego medalu. Nicki Pedersen po starcie wypchnął Fredrika Lindgrena, a ten upadł na tor. Pomimo sytuacji na pierwszym łuku, arbiter wykluczył Duńczyka z powtórki, tym samym otwierając szeroko drzwi Vaculikowi. "Power" próbował interweniować u sędziego, iż taśma idzie nierówno, jednak duński rozjemca był niewzruszony.
Nicki Pedersen ostateczne szanse na złoto przekreślił w biegu ostatniej szansy, gdzie przyjechał do mety na ostatnim, trzecim miejscu. Wcześniej bowiem taśmy dotknął Ukrainiec, Andriej Karpow. Publiczność oszalała z radości na sam fakt, że Martinowi Vaculikowi wystarczy jeden mały punkt, aby wywalczyć pierwszy w nowej formule złoty medal mistrzostw Europy. Finał odbył się jednak na raty, bowiem w pierwszym podejściu fatalny karambol spowodował Grzegorz Zengota. Polak jadący tuż za Vaculikiem uderzył przednim kołem w tył motocykla Słowaka i groźnie upadł na tor, powodując przy okazji kolizję z Hansem Andersenem. Zengota szybko wstał o własnych siłach, a Andersen długo siedział na torze trzymając się za lewą dłoń. W wywiadzie przyznał, że odczuwa silny ból ręki, ale w finale da z siebie wszystko.
W powtórce wydawało się, że taśma znów poszła nierówno, ale arbiter tego nie wychwycił i nie przerwał wyścigu. Martin Vaculik pewnie dojechał na pierwszym miejscu i wywalczył Mistrzostwo Europy. Z pewnością płakał z tego powodu nie będzie abdykujący mistrz, Ales Dryml, który w jednym z wyścigów nie stwarzał wielkich problemów Słowakowi, aby ten znalazł się na czele stawki. Ostatnia runda SEC za nami. Wszystkie cztery turnieje dostarczyły niesamowitych emocji i walki do samego końca. Dopiero w ostatnim wyścigu, ostatnich zawodów widzowie poznali nowego mistrza Europy. Pomimo tragicznego sezonu, gdzie kontuzje odnieśli najlepsi żużlowcy starego kontynentu, walka w SEC była wyjątkowa i z pewnością za rok będziemy świadkami jeszcze większych emocji.
Do zobaczenia w przyszłym sezonie!